Rocznica tragedii na Trzemszy.
W styczniu mija kolejna rocznica tragiczncyh wydarzeń jakie rozegraly się w 1945 roku w podobozie oświęcimskim w Czechowicach na Trzemszy (obok stacji Czechowice-Dziedzice Przystanek).
Podobóz obozu oświęcimskiego w Czechowicach na Trzemszy powstał wkrótce po zbombardowaniu rafinerii 20 sierpnia 1944 r. przez lotnictwo amerykańskie. Pod obóz zajęto wielką oborę dworską — „wolarnię", gdzie powstały sypialnie dla więźniów. Załoga złożona z wartowników SS mieszkała w barakach na terenie położonej w bliskim sąsiedztwie, ale nieczynnej już wytwórni suszonych śliwek zwanej ,,pieczkownią". Teren obozu został otoczony drutem kolczastym pod wysokim napięciem, a w jego narożnikach pobudowano wieże strażnicze. Przebywało w nim ok. 600 Żydów-obywateli różnych państw środkowoeuropejskich. Byli wśród nich również Żydzi polscy.
Komendantem był przez pewien czas nieznany bliżej Knoblik, a funkcję sanitariusza pełnił od października do stycznia SS Oberscharfuhrer Rudolf Uhlmann. Więźniowie pracowali przy usuwaniu niewypałów i zniszczeń powstałych w rafinerii podczas bombardowania. Możliwość kontaktowania się z nimi prawie nie istniała. Pewną ograniczoną pomoc nieśli im robotnicy na terenie rafinerii oraz okoliczna ludność pozostawiająca żywność wzdłuż drogi przemarszów. Powracając z robót w fabryce, przynosili często zwłoki towarzyszy padłych z wycieńczenia lub zabitych przez strażników. Zwłoki składano w ściśle określonym miejscu, skąd wieczorem przekazywane były do krematorium w Oświęcimiu. Obóz uległ likwidacji 19 stycznia 1945 r. Ze zdolnych do drogi uformowano kolumną, która pod dowództwem straży udała się na zachód. Na miejscu pozostała nieznana liczba chorych niezdolnych do drogi, pilnowana przez kapo. Część z nich rozpierzchła się, zanim wieczorem 21 stycznia przybył pluton egzekucyjny SS z Oświęcimia. Po przeszukaniu okolicy znaleziono w ciągu 22 stycznia większość zbiegów i stracono ich na miejscu. Zgładzono też pozostałych na terenie obozu. Zanim jednak wszystkich rozstrzelano, więźniowie zbudowali z rozbitych pryczy i ciał swych towarzyszy stos, na którym w końcu również się znaleźli. Oblany naftą stos podpalili SS-manni. Niedopalone szczątki ludzkie zostały na miejscu kaźni pogrzebane przez sprowadzonych w tym celu jeńców włoskich, zatrudnionych również w rafinerii. Z opisanej kaźni uszedł z życiem na pewno tylko jeden człowiek, obywatel czechosłowacki Erwin Habal, który znalazł schronienie w zabudowaniach gospodarczych Tekli Ogiegłowej przy nie istniejącym już dziś domu nr 1189.
Eugeniusz Kopeć „Szkice z przeszłości Czechowic-Dziedzic”
Katowice 1977 r., s.111,113.